Stowarzyszenie "Zgodnie z naturą i tradycją" w Zbicznie w dniu 16 listopada 2013 roku zorganizowało wyjazd do Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie na spektakl "Damy i Huzary" wg Aleksandra Fredry.
Damy i Huzary Aleksandra Fredry zainaugurowały działalność Teatru im.Stefana Jaracza po trwającej trzy lata rewitalizacji. Po raz pierwszy sztuka została wystawiona na olsztyńskiej scenie w 1946 roku, wyreżyserował ją wtedy Marian Bogusławski a rolę Anieli zagrała Eugenia Śnieżko-Szafnaglowa. W 1959 była kolejna realizacja tej komedii w teatrze Jaracza, którą tym razem przeniósł na deski Aleksander Długosz.
Spektakl zapowiadał się niezwykle imponująco, począwszy od wykorzystania całego wachlarza teatralnych rozwiązań, na jakie pozwala Duża Scena. Kostium epoki tylko pozornie odsyła widzów do dylematów szlacheckiego świata. Fredrę można przeczytać jako autora na wskroś współczesnego, a jego twórczość niekoniecznie musi oznaczać "twórczość z brodą".
Swoje intencje i realizacyjne tropy Julia Wernio tłumaczy w ten sposób: Jestem kobietą żyjącą w XXI wieku – epoce walczącego feminizmu, parytetów i równouprawnienia "w domu i w zagrodzie". Kobiety zawłaszczają sobie coraz większe obszary tzw. "męskich zawodów". Patrzę, jak tlą się jeszcze niewielkie ogniska męskiego patriarchatu i myślę sobie, że już niedługo świat zmieni się bezpowrotnie. Zmieni się? A przecież, kiedy jest mi źle i smutno, marzy mi się rycerz i to koniecznie na białym koniu, który mnie uratuje! Płaczę na filmach i bez powodu, a na fachowców różnych branż często stosuję niezawodną metodę na bezradną blondynkę, którą może uratować tylko on, mądry i silny mężczyzna. Próbuję walczyć z banałem mojej kobiecości i ze światem komicznego macho w męskim wydaniu. Próbuję po to, aby raz na jakiś czas poddać mu się z przyjemnością (ciastko z bitą śmietaną, przyjaciółki, fryzjer, nowa sukienka może i buty?). I jak tu się z tego nie śmiać, jak tu się nie śmiać z siebie? Tej radości brakuje mi w zwariowanym, ponurym świecie problemów istotnych. Tę chwilę wytchnienia dają mi cudowne "Damy i huzary" Aleksandra Fredry. Śmieję się z biednych huzarów, którzy przeżywają najazd kobiecego świata, a ten wywraca wszystko do góry nogami. I wywróciłby do końca, gdyby nie prosta rzecz – miłość młodych ludzi, naiwna, prosta i na przekór toczącym się damsko-męskim potyczkom. Wszystko kończy się dobrze, a ja czuję się oczyszczona śmiechem z samej siebie i moich "kobiecych" słabości. Pozbywam się tej pewności, że mnie to w żaden sposób nie dotyczy.